Z samego rana za oknem powitał nas taki krajobraz:
Za chwilkę jemy śniadanie (dziś pichci Baran ^^), kontrolujemy stan techniczny Peggie po wczorajszych fenomenalnych górskich serpentynach i robimy krótką wycieczkę do Nowej Rudy. Mąż ma tam dla mnie niespodziankę - nie mogę się doczekać!
Mee
12:00 - Pogoda pokrzyżowała nam plany. Od 20 minut burza i leje jak z cebra. Przymusowy postój na drugie śniadanie - lody, gruszki i makrela z bułką. Nie musicie komentować tego połączenia ;)
Z ulewy korzyść taka, że przynajmniej motór się umyje, mówi Baran.
Szkoda tylko, że nasze rzeczy zmokną, bo widząc piękne słońce nie zabezpieczyliśmy ich odpowiednio przed ulewą. Nauczka na przyszłość - nawet widząc upał, przewiduj ulewę ;)
A tymczasem ledwo skończyłam pisać, przestało padać i już za chwilę będziemy mogli ruszać dalej.
13:00 Sanktuarium w Wambierzycach - "Polska Jerozolima"
(znów pada)
W Wambierzycach obejrzeliśmy jeszcze fantastyczną ruchomą szopkę, napędzaną mechanizmem zegarowym, której najstarszy element ma 166 lat. Zdjęć niestety nie mamy, bo robić nie było można, ale podobno można takowe obejrzeć i darmowo pobrać ze strony internetowej. Coś wspaniałego!
16:00 Droga stu zakrętów i Błędne Skały.
Droga stu zakrętów była faktycznie pełna zakrętów - chyba oboje mamy już ich dość ;)
Pod Błędnymi Skałami czekając na pozwolenie wjazdu (ruch wahadłowy - wpuszczają o pełnych godzinach, spotkaliśmy Czarka i Karolinę z Warszawy - pozdrawiamy!
Niestety, deszcz nie pozwolił nam podziwiać tych form skalnych, a zjechać mogliśmy teraz albo za godzinę - więc za opłatę wjazdową zobaczyliśmy parking w górach. I tyle.
17:00 - Kudowa Zdrój: przeżyliśmy deszcz, grad, strumienie na drodze, stan rozpaczy, gdy przemoczony motocykl zaczął dziwnie cykać i nie trzymać obrotów. Nie znaleźliśmy second handu, żeby mieć suchą warstwę ubioru i pod nosem przeleciała nam okazja odwiedzenia kaplicy czaszek i pociagu relacji Nowa Ruda - Wałbrzych. Ale świat się nie kończy - zabierzemy tu kiedyś dzieci.
Tymczasem schniemy/jemy górskiego pstraga ze smażalni:
Perypetie pogodowe sprawiły, że musieliśmy nadużyć gościnności Tomka i pozostać w Bielawie jeszcze jeden dzień. Żeby odwdzięczyć się gospodarzom za miłą gościnę, przygotowaliśmy kolację:
Jeśli wszystko dobrze pójdzie, jutro z rana idziemy na Mszę do bielawskiego kościoła i obieramy kierunek Wisła.
Na liczniku kilometrów o 160 więcej.
Taka mała prośba :). Piszcie może, ile km dziennie pokonaliście, chyba nie powinno być z tym problemu :).
OdpowiedzUsuńHej, taki był plan, ale jak widać wczoraj o tym zapomnieliśmy. Poprawimy się! :)
UsuńPeggi to jednorożec. One też cykają na deszczu ;)
OdpowiedzUsuń