wtorek, 31 maja 2016

Dookoła Polski dzień szósty - cały czas Bielawa

Dziękujemy wszystkim osobom  które zarówno osobiście, tu na miejscu, jak i poprzez telefony i komentarze podsuwały nam kontakty i rozwiązania, jak i gdzie naprawić naszą Maszynę.

Jesteśmy właśnie po wizycie u bielawskiego Speca Speców, tak zwanego McGajwera. Najprawdopodobniej problem w Pegazie jest z zaworami, głowicą lub czujnikiem położenia wału. 

Tak czy siak, problem zbyt poważny, żeby jechać dalej bez naprawy, a i na miejscu nie ma sensu naprawiać, bo nie wiadomo, na jak długo byśmy tutaj utknęli. Postanowione:

WRACAMY!


poniedziałek, 30 maja 2016

Dookoła Polski dzień piąty - wciąż Bielawa, mechanik

Dziś sądny dzień. Za chwilę wychodzimy z domu i pchamy Peggie do mechanika. Od jego werdyktu będzie zależała pomyślność naszej wyprawy. Trzymajcie kciuki, żeby zgodził się zabrać za Pegazę jeszcze dzisiaj!

Jako, że nawet najbardziej optymistyczny wariant, który przewidujemy, zakłada, że mechanik będzie potrzebował kilku godzin na naprawę naszego motocykla, plan na dziś jest taki: łapiemy stopa i jedziemy zwiedzić kopalnię węgla w Osówce.

10:00 - Czekamy na mechanika. Warsztat podobno czynny od 10:00, nikogo nie ma (według googli od 9:00). Udaje nam się dodzwonić, dobra wiadomość jest taka, że mechanik ma DOKŁADNIE TAKI MOTOCYKL JAK MY, więc zna się na tym modelu.
W logo serwisu Pegaso ^^
Rzeczywistość jest jednak brutalna - ów jegomość do pracy przyjdzie dopiero po obiedzie tj. musimy czekać do 14:00.


11:00 - Do Osówki już raczej nie zdążymy, także czas umilamy sobie w sklepie kawowym Tomka, który częstuje nas meega pyszną kawą. Zbiory ma naprawdę imponujące, a wszystkie produkty sprowadzane prosto z Włoch ♡


Chcecie kupić swietna kawę? Wchodźcie na www.caffemio.net !

14:00 - jemy knysze (taki rodzaj pity) z kotlecikami bielawskimi. Mniam.



14:30 - zwiedzamy Muzeum Ziemi Bielawskiej - kapsuła czasu pełna przedmiotów należących do ubiegłej epoki.



A tu ciekawostka i propozycja na obrus do kuchni (podpisano: Baran):


15:30 - mechanik faktycznie ma ten sam model motocykla. Odnalezliśmy w tym palec Boży - udaje się nam go przegadać, żeby zrobił wyjątek od 'teraz naprawiam tylko skuterki i stodwudziestkipiątki' i bierzemy się za diagnostykę. Tu Peggie pod kroplówką:


Trzymajcie kciuki (w wersji świeckiej) lub po prostu módlcie się za pomyślną naprawę, to ruszymy jutro dalej!

18:30 Po sprawdzeniu wszystkich możliwych opcji, mechanik załamuje ręce, mówiąc, że jego motocykl też zachowuje się w podobny sposób (gaśnie przy niskich obrotach) i że nie wie, co to może być.

Efekt: Wiemy na pewno, co Peggie nie dolega, teraz chcielibyśmy dowiedzieć się, co jej dolega i jak możemy to naprawić.

Mechanik odsyła nas do innego, urzędującego w pobliskiej miejscowości, który być może coś poradzi. Ma czynne do 19:00. Po krótkiej rozmowie telefonicznej, Baran wsiada na motór i jedzie do niego. Owca z racji swojej wątpliwej przydatności w warsztacie, a głównie ze względu na fakt bycia ubraną w krótkie spodenki, czeka w Bielawie.

19:30 Wizyta u drugiego mechanika okazała się porażką. Pomarudził, że niby motocykl w fatalnym stanie bla bla bla i odesłał nas z kwitkiem.

Polecono nam jeszcze jedną osobę, więc przedzwonimy jutro rano, ale na ten moment zdecydowaliśmy, że nie ma sensu tułać się po nieznanych warsztatach i wydawać piniądz bez gwarancji, że w ogóle uda się to od ręki naprawić.

W CIĄGU DWÓCH DNI WRACAMY DO DOMU. Bagaże odsyłamy pocztą, a sami, na odciążonym motocyklu obieramy kierunek Swarzędz. Po powrocie umawiamy Pegaza na wizytę w zaufanym serwisie. Pieniądze, których nie zdążyliśmy wydać, odkładamy na lokatę. Polskę spróbujemy okrążyć za rok - na Pegazie albo bez niego. 

Co będziemy robić przez resztę urlopu? Może Wy nam coś podpowiecie? 

Tymczasowo zamierzamy się odstresować, spędzając prawdopodobnie ostatni wieczór w Bielawie przy gyrosie, piwie i dobrym filmie.

Bez odbioru, 
Baran i Owca.





niedziela, 29 maja 2016

Dookoła Polski dzień czwarty - Bielawa, gaźnikowe problemy

Dzisiaj będzie mało motocyklowo - Peggie przybrudziły się gaźniki, w związku z czym czekamy tu do jutra, żeby mechanik je wyczyscił. Dzięki Bogu, że jest tu serwis.
W airboxie warstwa brudu - zużylem 1/4 rolki papieru toaletowego, żeby go wewnątrz wyczyścić.


Tymczasem chyba jednak przejedziemy się tą linia kolejową. Będziemy informować o postępach, na pewno coś jeszcze dziś wrzucimy!

Korzystając z przymusowego wolnego czasu i uprzejmości Tomka, który użyczył nam komputera, uzupelniamy poprzednie posty o krótkie zajawki video, zajrzyjcie :)

14:45 - Robimy trzecie podejście do kolejki w Nowej Rudzie. Z braku motocykla, jedziemy Passatem razem z Tomkiem. Odjazd o 15:15, czy tym razem zdążymy?

15:10 - Zdążyliśmy!





Otóż baranią niespodzianką był przejazd linią kolejową na trasie Nowa Ruda - Wałbrzych. Dlaczego? Bo to piękny i malowniczy odcinek, wiodący przez góry, ponad miasteczkami. Zachwycają nie tylko krajobrazy, ale i fakt, że trasa wiedzie przez drewniane i żelazne mosty oraz tunele. Jeden z mostów, przez który przejeżdżaliśmy należy podobno do najdłuższych w Europie.




Byliśmy jeszcze dzisiaj na Mszy w Dzierżoniowie.


I znowu coś upichciliśmy - tym razem pieczone ziemniaczki i schabowe, jak to na niedzielę w polskim domu przystało.

Kładziemy się spać z nadzieją, że do wtorku rano uda się wyruszyć dalej. Dobrze, że przewidzieliśmy dwa dni zapasu. A następnym razem mamy nauczkę, żeby podczas ulewy/gradu okryć czymś motocykl, coby się nie przeziębił i nie zaczął kichać. Codziennie coś nowego.

Na liczniku dzisiaj nie przybyło nic a nic.

sobota, 28 maja 2016

Dookoła Polski dzień trzeci - Bielawa

Jak mówiłam, tej nocy, dzięki naszemu znajomemu Tomkowi, zażyliśmy nieco cywilizacji ;) Wyspaliśmy się, wykąpali i mamy zrobione pranie. Postanowiliśmy też ze względów logistycznych ograniczyć wożony bagaż i o dziwo udało nam się znaleźć niezłą stertę rzeczy, bez których damy radę się obejść. Tomek zgodził się nam je tymczasowo przechować, a w poniedziałek odesłać w paczce pod wskazany adres. Od dzisiaj Pegazowi (jak i Baranowi- kierowcy) będzie się jeździło lżej :)

Z samego rana za oknem powitał nas taki krajobraz:

Za chwilkę jemy śniadanie (dziś pichci Baran ^^), kontrolujemy stan techniczny Peggie po wczorajszych fenomenalnych górskich serpentynach i robimy krótką wycieczkę do Nowej Rudy. Mąż ma tam dla mnie niespodziankę - nie mogę się doczekać! 





Mee

12:00 - Pogoda pokrzyżowała nam plany. Od 20 minut burza i leje jak z cebra. Przymusowy postój na drugie śniadanie - lody, gruszki i makrela z bułką. Nie musicie komentować tego połączenia ;)
Z ulewy korzyść taka, że przynajmniej motór się umyje, mówi Baran.
Szkoda tylko, że nasze rzeczy zmokną, bo widząc piękne słońce nie zabezpieczyliśmy ich odpowiednio przed ulewą. Nauczka na przyszłość - nawet widząc upał, przewiduj  ulewę ;)



A tymczasem ledwo skończyłam pisać, przestało padać i już za chwilę będziemy mogli ruszać dalej.

13:00 Sanktuarium w Wambierzycach - "Polska Jerozolima"
(znów pada)








W Wambierzycach obejrzeliśmy jeszcze fantastyczną ruchomą szopkę, napędzaną mechanizmem zegarowym, której najstarszy element ma 166 lat. Zdjęć niestety nie mamy, bo robić nie było można, ale podobno można takowe obejrzeć i darmowo pobrać ze strony internetowej. Coś wspaniałego!


16:00 Droga stu zakrętów i Błędne Skały.


Droga stu zakrętów była faktycznie pełna zakrętów - chyba oboje mamy już ich dość ;)
Pod Błędnymi Skałami czekając na pozwolenie wjazdu (ruch wahadłowy - wpuszczają o pełnych godzinach, spotkaliśmy Czarka i Karolinę z Warszawy - pozdrawiamy!


Niestety, deszcz nie pozwolił nam podziwiać tych form skalnych, a zjechać mogliśmy teraz albo za godzinę - więc za opłatę wjazdową zobaczyliśmy parking w górach. I tyle.

17:00 - Kudowa Zdrój: przeżyliśmy deszcz, grad, strumienie na drodze, stan rozpaczy, gdy przemoczony motocykl zaczął dziwnie cykać i nie trzymać obrotów. Nie znaleźliśmy second handu, żeby mieć suchą  warstwę ubioru i pod nosem przeleciała nam okazja odwiedzenia kaplicy czaszek i pociagu relacji Nowa Ruda - Wałbrzych. Ale świat się nie kończy - zabierzemy tu kiedyś dzieci.

Tymczasem schniemy/jemy górskiego pstraga ze smażalni:


Perypetie pogodowe sprawiły, że musieliśmy nadużyć gościnności Tomka i pozostać w Bielawie jeszcze jeden dzień. Żeby odwdzięczyć się gospodarzom za miłą gościnę, przygotowaliśmy kolację:



Jeśli wszystko dobrze pójdzie, jutro z rana idziemy na Mszę do bielawskiego kościoła i obieramy kierunek Wisła.



Na liczniku kilometrów o 160 więcej.



piątek, 27 maja 2016

Dookoła Polski dzień drugi - Szklarska Poręba

Mamy już na swoim koncie pierwszy obozowy fail - okazało się  że zamiast materaca dwuosobowego spakowaliśmy jednoosobowy! To w teorii oznacza, że mieściło się na nim mniej więcej po połowie każdego z nas. A w praktyce - że jedno spało na materacu, a drugie pod nim. Po kilku godzinach poziomy się jednak wyrownaly, bo... z materaca zeszło powietrze! Noc nie należała do udanych, ale co z tego, kiedy obudził nas taki widok:




Konczymy szamać i już za chwilę wyruszamy nad szklarskie wodospady!

Tymczasowo bez odbioru!
Owca

Byliśmy w Wodospadzie Kamienczyka.
Ufff... dawno się po górach nie chodziło.



Po drodze był oscypek z grilla:


A tu Łucja widziała Aslana:


Kościół w Szklarskiej, niestety zamknięty:


13.00 - Kościół w Piechowicach, cudo:



13.45 - Zamek Chojnik z drogi:


Ciekawa nazwa miejscowości, jak dla Baranowskich, niestety nie trafiliśmy:


14.00 - Kościół między Sciegnami a Kowarami, poprzedzalo go malownicze jeziorko i tama.


14.30 - Królowa Karkonoszy Śnieżka z oddali:


15.00 - Znaleźliśmy domek w górach i to za darmo! Ale tylko zjechalismy coś zjeść. 




15:30 Bazylika Mniejsza w Krzeszowie.



Przejazdem w Czechach - Owcee!



19:00 Nowa Ruda - jedyny w Polsce piętrowy rynek.




Jak się okazuje, jeden fail dziennie to za mało - po drodze z Nowej Rudy do Bielawy, zaliczyliśmy... eksplozję butli gazowej. Brzmi groźnie, na szczęście Bóg czuwał nad nami i tym razem również nikt nie ucierpiał. W skrócie: ćwierćlitrową butlę gazową wraz z palnikiem schowaliśmy do dolnej kieszeni plecaka, by mieć do niej łatwy dostęp w razie postoju. W czasie jazdy plecak, przymocowany do rolki z tyłu motocykla, osunął się i przysłonił wydech. Gorące powietrze z wydechu rozgrzało gaz, który rozsadził butlę od wewnątrz.

STRATY:
- plecak turystyczny - rozerwana kieszeń
- bluza Barana
- butelka (0,33) oleju silnikowego
- zapasowe bezpieczniki motocyklowe
- spray naprawczy do opon
- a przede wszystkim... kuchenka turystyczna

Ale jak mówią, człowiek uczy się na błędach. Nie tracimy więc pogody ducha, a powyższa sytuacja będzie dla nas nauczką na przyszłość jak NIE pakować butli gazowej :)

Opisaną eksplozję udało nam się uchwycić na filmiku, łapcie:


Dziś w nocy dzięki uprzejmości naszego kolegi Tomka śpimy w jego mieszkaniu w Bielawie. Dziękujemy :)

Około 150 km na liczniku przybyło.

Dobranoc!